“Żyjemy na spokojnej wyspie niewiedzy, pośród czarnych mórz nieskończoności – i nie powinniśmy oddalać się z niej zbyt daleko”. Tym zdaniem H.P. Lovecraft otwiera swoje być może najbardziej znane i kultowe opowiadanie, Zew Cthulhu. Ten retoryczny zabieg ma na celu zarysowanie porządku świata przedstawionego, w którym to, co ludzkie, stanowi jedynie marginalny wycinek całości.
Do budowania takiej perspektywy Lovecraft wykorzystuje pojęcie eonu – jednostki geochronologicznej, obejmującej ery trwające setki milionów lat. W jego ujęciu słowo to wykracza jednak poza czasoprzestrzenny wymiar: niesie ze sobą także ładunek egzystencjalny. Eony – nieskończone wieczności – stają się w jego opowieściach czymś pierwotnym, przedludzkim i całkowicie niepojmowalnym. Operują skalą, która miażdży naszą zdolność pojmowania i stają się narzędziem budowania grozy – grozy wynikającej z ukazania znikomości człowieka wobec potężniejszych, wiecznych sił. Lovecraft pisze o eonie jako o „przestworze niewyobrażalnych dotąd archaicznych dziejów”, o „prastarych, bezbożnych cyklach życia, w których świat i nasze wyobrażenia nie grają żadnej roli”. W innym miejscu dodaje, że wobec tych otchłani czasowych „świat ludzki wydaje się jedynie chwilowym i przejściowym epizodem”.
Nie oznacza to jednak, że eoniczne głębiny odnoszą się wyłącznie do przeszłości – mogą równie dobrze dotyczyć przyszłości. Ich cechą jest ciągłość trwania, w której człowiek nie jest punktem odniesienia, lecz czymś niemal przypadkowym.
W podobnym duchu operują prace Justyny i Pawła Baśników oraz duetu Inside Job (Ula Lucińska i Michał Knychaus). W ich twórczości ludzka skala zostaje skontrastowana z alternatywną czasowością – długim trwaniem innych bytów żyjących na Ziemi. Tworzone przez nich obrazy i obiekty zdają się wyłaniać z czeluści eonicznych, z zawiesin czasu, których nie jesteśmy w stanie rozpoznać. O ile dzieła Baśników przywołują świat sprzed człowieka, o tyle Inside Job kreślą wizję tego, co może nadejść po jego końcu. Mimo odmiennych estetyk, ich prace uzupełniają się, tworząc spójne kontinuum – jakby wyrosłe z jednego ewolucyjnego procesu.
Malarstwo i obiekty Justyny i Pawła odwołują się do estetyki dawnych przedstawień, ale niosą znaczenia przekraczające ludzki wymiar. Bohaterkami wielu prac Justyny są rośliny – zarówno te współczesne, jak i ich archetypiczne przodkinie. W obrazie Larix decidua (z cyklu Solastalgia) przedstawiony został modrzew europejski – drzewo charakterystyczne dla strefy umiarkowanej, zagrożone wyginięciem w wyniku globalnego ocieplenia. Tytuł cyklu odnosi się do terminu oznaczającego nostalgię za utraconym domem – naturalnym środowiskiem, które ulega degradacji na skutek działalności człowieka.
W swojej najnowszej pracy artystka reinterpretuje średniowieczny ołtarz. Zamiast Drzewa Poznania, pojawia się tutaj tytułowe Drzewo Życia – motyw znany z mitologii przedchrześcijańskich, m.in. mezopotamskich. Symbolizuje ono nieustanne odradzanie się przyrody i przemijalność ludzkiego życia. W innym wariancie przybiera postać Drzewa Kosmicznego, łączącego podziemia, ziemię i wszechświat. Kontekst eonicznego trwania wprowadza także Tabernakulum, w którym – zamiast eucharystii – umieszczono prehistoryczną skamielinę: muszlę głowonoga sprzed stu milionów lat.
Do długowieczności roślin i ich zdolności adaptacyjnych odwołuje się również cykl metalowych asamblaży Will Spread autorstwa Inside Job (Uli Lucińskiej i Michała Knychausa). Przedstawiona w nich sylwetka ostu – rośliny ruderalnej, rosnącej często na zniszczonych przez człowieka terenach – została przetworzona przy pomocy form zaczerpniętych z manuskryptu Wojnicza. Ten tajemniczy dokument, pełen niezidentyfikowanych do dziś roślin ukazuje ich splot z alchemią i astrologią.
Futurystyczne wizje hybrydycznych istot, wyrosłych na gruzach cywilizacji, zawarte są w cyklu Antiya. Kwiatowe rzeźby z recyklingowanej skóry i syntetycznych tekstyliów rozrastają się na metalowych strukturach, przypominając wodne lilie. Choć osiadają na industrialnych elementach, przejmują nad nimi kontrolę. Nie są jednak wyłącznie roślinami – łączą porządki biologiczne i technologiczne. Ula i Michał konsekwentnie poddają swoje formy mutacjom – przetwarzają wcześniejsze obiekty w kolejne, tworząc płynną narrację, w której nic nie jest stałe. Ich praktyka zakorzeniona jest także w doborze materiałów – jak w cyklu Untitled (Resting Spores), gdzie tekstylne ekrany z lnu i bawełny, choć pochodzenia roślinnego, utkane zostały przez maszynę, a następnie ręcznie wykończone. W efekcie powstają hybrydyczne układy – krzyżujące się cykle przyrody, technologii i ludzkiej ingerencji.
Eoniczny wymiar pojawia się także w malarstwie Pawła Baśnika. Obraz Ziemia przypomina zapis geologicznych przemian. Użyta paleta ziemistych pigmentów oddaje bezczasowe procesy: warstwowanie skał, erozję, napięcia tektoniczne. Kompozycja, pozbawiona figuracji, powstaje dzięki grawitacyjnemu rozpływaniu się farb i rozcieńczalników. Pigmenty opadają, osiadają, tworząc organiczne struktury – bezpośrednio podporządkowane siłom, nad którymi człowiek nie ma kontroli.
Z podobnego procesu wyłania się obraz W swoim domu w R’lyeh śniąc czeka martwy Cthulhu – bezpośrednie odniesienie do postaci z mitologii Lovecrafta. Na płótnie widzimy antropomorficzny posąg w trakcie przemiany. Rozmazane kontury i rozlane plamy nadają mu dynamiczny, niemal pulsujący charakter – jakby forma znajdowała się w powolnym ruchu, w stanie nieustannej mutacji. Kształty są nieregularne, organiczne, jakby rodziły się z samej materii, tworząc obcą, niezrozumiałą geometrię. To zew czegoś, co – jak mówi sam artysta – nie powinno zostać usłyszane ani przybrane w widzialną formę.
Twórczość Justyny i Pawła Baśników oraz duetu Inside Job wpisuje się w sposób myślenia, który odsuwa człowieka od centrum świata. Czas nie biegnie tu liniowo, nie dąży ku żadnemu spełnieniu – raczej rozwarstwia się, pęcznieje, mutuje. Jak pigment na płótnie lub hybrydyczne formy wyrastające z materii. Eoniczne trwanie staje się tu narzędziem patrzenia – spojrzeniem, w którym ludzkość nie znika, lecz staje się częścią większych procesów.
Te prace nie oferują prostych odpowiedzi, nie wyznaczają granic, nie dają ukojenia. Są jak ślady czegoś, co już było albo czego jeszcze nie potrafimy rozpoznać – przetrwałe lub dopiero nadchodzące. W tej zawiesinie form, znaczeń i czasów być może rodzi się nowy język opowiadania o świecie.
Tekst: Joanna Kobyłt
Prezentowane przez Justynę Baśnik i Pawła Baśnika prace powstały w ramach realizacji Stypendium Artystycznego Prezydenta Wrocławia.